Od czego jest fundacja? Ach, gdyby zebrać te dobre rady i cenne wskazówki okazałoby się, że naszym celem jest służyć, służyć i jeszcze raz służyć. Przede wszystkim ludziom!!! Ludziom, którzy są zdania, że pies nic nie kosztuje, a jeśli kosztuje, to płaci fundacja. Jeśli fundacja upiera się, że trzeba sterylizować, szczepić, zabezpieczać na kleszcze – niech pokrywa koszty, wozi, kombinuje. Ale my, społeczeństwo uważamy, że są ważniejsze wydatki.
Rozpieszczanie ludzi ma fatalny skutek i zwalnia ich z odpowiedzialności, ale wciąż nie potrafimy odejść w milczeniu na widok maleńkiej suczki rodzącej co cieczkę albo szczeniaczka skazanego na atak kleszczy, niezabezpieczonego szczepieniem, bezbronnego w obliczu zagrożeń natury. Patrząc na ich nędzę zwracamy się z uprzejmą prośbą o zgodę na udzielenie pomocy. I dziękujemy za przysługę, którą dane nam było przeprowadzić i opłacić. A potem widzimy psa przejechanego przez samochód. Albo dowiadujemy się, że zginął. Albo “był chory i po trzech dniach zdechł”.
-Suczka ŻABKA – obstawiona przez nas sterylizacja, transport, szczepienia, czip. Chcieliśmy zabrać, ale nie, całe biuro ją kochało, szef kupował karmę. Wpadła pod auto kilka miesięcy po zabiegu.
-Suczka KANADA ( na zdjęciu u góry) , siostra lub matka KEVINA. Oba chcieliśmy zabrać do fundacji, zgodzili się tylko na pieska. KEVIN ma wspaniały dom w Krakowie. Suczka już nie żyje. Wysterylizowana na nasz koszt, właściciele mieli zaszczepić i zabezpieczyć na kleszcze. Umarła po roku na babeszjozę, nawet nie pojechali do weta.
-Piesek GIZMO – poniżej na zdjęciu – przestraszony szczeniak- zabawka dzieci, bardzo adopcyjny – zaczipowaliśmy i zaszczepili – zaginął niepilnowany, nigdy się nie odnalazł. Podobnie z łaciatym, nieśmiałym, kilkumiesięcznym REKSEM, który miał być”Już na zawsze”. Pobiegł za rowerem i nie wrócił… Nie wiadomo co się z nim stało.
-Z tartaku, gdzie na łańcuchu pół życia wisiał SZAMAN chcieliśmy zabrać także maleńką suczkę i jej dwie szczeniaczki. Pozwolono nam zabrać jedną – PAPUSZĘ – ma dom we Wrocławiu. Jej matka- ok 6 kg, niespełna kilka miesięcy po sterylizacji wpadła pod auto. Druga córka, mikrosunia z koszmarnymi dredami biega po drodze szybkiego ruchu obszczekując tiry. Trąbiłam na nią wielokrotnie. Nie chce do nikogo podejść i zapewne dlatego nikt jej nigdy nie wyczesze. Nie zawiezie na zabieg ani nie zaszczepi. Właściciel ma firmę – klimatyzowane biuro, skórzane fotele…
-MEGI, BETSY, ZONIĘ, SEPIĘ zabrałyśmy z domu, gdzie był jeszcze łaciaty, przerażony szczeniak. Pieska nie oddali. Przywoziłam karmę, prosiłam o zgodę na wydanie. Bez efektu. Niedawno go zobaczyłam przejechanego na środku asfaltu. Na podwórku kolejne trzy suczki i cztery szczeniaki. Razem siedem. Co z nimi będzie? Łatwo przewidzieć.
Informacje o losach psów, którym pomogliśmy po to, by straciły życie albo przepadły bez wieści niedługo po zabiegach – sprawiają, że nie chce się działać w taki sposób. Z kolei nie zawsze każdego psa można tak – o – zabrać do fundacji. Nie jesteśmy z gumy! Więc oferujemy pomoc mając nadzieję, że wysterylizowany, zaszczepiony, zabezpieczony na kleszcze będzie miał lepsze życie. Niestety zwykle kończy tak, jak cała reszta. A ludzie ani nie podziękują, ani się nie zmienią.. Następny pies kończy podobnie. Bo pies, to tylko pies, nic nie kosztuje. W przeciwieństwie do skórzanych foteli i mercedesa w garażu.
Życzymy więc sobie konsekwencji w niedziałaniu, a mamy niekonsekwencję w działaniu. Tak tylko się pożaliłam na los i ojczyznę ciemną…