Masa billboardów.

DSC 0500 - Masa billboardów.

Znacie Państwo poczucie daremności po latach wysiłków? Obyście nie znali. Nigdy bardziej niż teraz hasło – „ratując jednego psa świata nie zmienisz- zmienisz świat tylko dla tego jednego psa” – nie było bardziej aktualne. To strasznie dołujące hasło, jak się dobrze zastanowić. Co roku przy okazji złożenia finansowego sprawozdania dostajemy wykaz polskich fundacji i stowarzyszeń prozwierzęcych i widać na tym wykazie, że fundacji jest cała masa, fundacji są setki! Ratują psy, konie, koty, wykrwawiają się, popadają w długi a kończy się to depresją i totalnym wypaleniem. Owym poczuciem daremności, które nas teraz z całą mocą dopadło…  Nie da się odwrócić biegu rzeki za pomocą wioseł. Problem leży w totalnym braku zainteresowania i pomocy państwa, braku prawa, braku reakcji, a także znudzenia tematem, bo ile można? Nadal kwitnie rozmnażanie, nie ma obowiązku czipowania, bogacą się hycle. Nie ma lekarstwa na kretynizm urzędników gminnych, oszczędzanie na budżetach, ciemnotę trzymającą psy w kojcach i na łańcuchach.  Jedyny sposób na to, żeby OBUDZIĆ władze- to odpuścić. Ze straszliwą szkodą dla zwierząt, ale kiedy watahy bezdomnych psów zaczną atakować wsie, gromadzić się na rynkach miasteczek, polować na drób, tarasować przejścia, jak to kiedyś bywało- wtedy rząd będzie MUSIAŁ coś z tym zrobić. Wrócimy do średniowiecza i zacznie to wreszcie komuś przeszkadzać. Na małym przykładzie naszej gminy Jastrząb już widać początek wielkiej awarii – na każdym rogu bezdomny pies. Na każdym podwórku „niesprzedane” szczeniaki. Budżecik gminny ustalony na ten cel zawsze wystarczał dzięki miejscowej fundacji. Teraz kończy się w połowie roku, bo fundacja nie ma już miejsc, ani sił, że o pieniądzach nie wspomnę. Drożyzna, wojna – to nie czas na wspieranie finansowe anonimowych, bezpańskich psów. A telefon nieustannie dzwoni ze zgłoszeniami. Najbliżsi moi sąsiedzi dorobili się ośmiu suk, szesnastu szczeniaków i kilku samców – całe towarzystwo niewykastrowane. To zaczątek watahy, podobnej do tej, o której ostatnio było głośno, bo głodne psy zaatakowały i dotkliwie pogryzły człowieka. Gmina Łask, gdzie miała miejsce tragedia – zareagowała dopiero, kiedy do niej doszło. Wcześniejsze zgłoszenia ignorowała. Psy wysłano do Wojtyszek. Wójt  wydał masę pieniędzy na ich dożywotnią udrękę. Wojtyszki miały być wyczyszczone i zamknięte, ale organizacje zaczęły przywozić psy z Ukrainy a równocześnie adopcje stanęły, bo wojna, inflacja i strach… I już nie ma gdzie zabrać reszty psów z Wojtyszek, a miejsce zabranych masowo zajmują nowe – rozmnożone bez kontroli… Moje trzecie pismo do wójta nic nie dało. Gmina milczy jak zaklęta. Fundacja nie ma jak utrzymać nawet tych psów, które już z piekła uciekły. Trzymamy się na granicy bankructwa, dzięki Państwa wpłatom może jakoś uda się nie polec zupełnie, ale psychiczny koszt jest trudny do opisania. Także patrząc na to, co się zaczyna dziać pomimo tego, że życie oddałyśmy sprawie. Każdy oczekuje efektów swoich wysiłków, potwierdzenia, że warto było. Warto było dla tysiąca psów, na pewno. Ale po siedmiu latach zastajemy Polskę nietkniętą zmianami. Ciemną, okrutną, zacofaną, tępą, głupią i obojętną na los naszych braci mniejszych. Kto ma psa ten wie, jak wygląda cierpienie i strach w jego oczach. Jak wygląda pytanie – co ze mną będzie?  Te oczy powinny trafić na billbordy w całym kraju.

Poniżej – nasze psy niedługo po zabraniu z bezdomności.