Wszystkie psy są nasze czyli skąd się w fundacji wziął PUZON.

248818941 1805378639651818 7777822995375380633 n - Wszystkie psy są nasze czyli skąd się w fundacji wziął PUZON.

Rozpoczynając działalność fundacja nawiązywała kontakty z wieloma osobami, które ratowały psy na własną rękę. Jako prezes byłam informowana, że właśnie któryś przyjechał do hotelu, albo właśnie pojechał do domu. Wolontariusze Fundacji zabierali z ulic i schronisk psy, których czasami nie widziałam na oczy, prosili tylko o wpisanie do bazy czipów, albo o wzór umowy. Uważali, że robią dobrą robotę, bo ja osobiście nie musiałam się tymi psami zajmować. Nie byłoby to oczywiście możliwe, bo sama miałam w domu kilkanaście psów, konie i nikogo do pomocy. Ale nie zmieniało to faktu, że cała odpowiedzialność za WSZYSTKIE psy zaczipowane i  zgłoszone w hotelach jako psy fundacji Pan i Pani Pies – spadała na mnie.  Jak się łatwo domyślić – po roku takiej niekontrolowanej aktywności fundacja utonęła w długach, a psów, które miałam na utrzymaniu – było 89.  Hotele podawały mnie do sądu za zaległe faktury, w sieci trwał hejt, nazwano mnie oszustką a wolontariusze napisali na swoich stronach, że nie są winni zadłużenia.

Co ciekawe, również koleżanka, z którą fundację zakładałam – zostawiła mnie samą tłumacząc się chorobą. Była zima, koniec roku 2016. Jedynym człowiekiem, który mi wtedy postanowił pomóc – była Justyna – obecna wiceprezes , a w tamtym czasie postronna osoba, która ofiarowała psom koce i karmę…Tak się poznałyśmy.

Opisuję tę sytuację w kontekście psa, który został w zeszłym tygodniu zgłoszony jako mój, a o którego istnieniu nie miałam pojęcia.  Uratowany ze schroniska “Baros” w Suchedniowie zapewne jako szczeniak – został bez mojej wiedzy zaczipowany w wyżej wymienionym “schronisku” . W rubryce – właściciel – wpisano moje dane, a w rubryce- imię – “bezimienny”… Zdjęcia brak. Czipa nikt nie przerejestrował a piesek prawdopodobnie pojechał do jakiegoś domu, gdzie go nie wykastrowano, nie pilnowano  i uciekł, albo się zgubił. Przez trzy dni prywatne osoby próbowały znaleźć właściciela, ale bez skutku. W końcu zgłosiły psa do gminy  Wojkowice, która ma umowę z hyclem z Olkusza. To już lepiej byłoby dla niego do końca życia pozostać bezdomnym. Na szczęście hycel miał czytnik, odczytał czipa i właściciel został rozpoznany, okazałam się nim ja. Odebrałam telefon i niewiele myśląc powiedziałam, że po psa przyjadę. Dano mi 24 godziny, potem miał zostać odstawiony do schroniska.

Dziękujemy Jackowi za błyskawiczny transport. Pies przyjechał w stanie skrajnego stresu, nie wychodził z budy, kłapał ząbkami, cały się trząsł. Minął tydzień. Zmiana jest niesamowita – to cywilizowany psiak, umie siad i podaje łapę, pięknie aportuje piłki, chodzi na smyczy, wskakuje do auta, kocha dzieci i nie szuka konfliktu z innymi psami. Mój czip zapewne uratował mu życie, bo jako agresywny zostałby przeznaczony do „eliminacji”.  Więc w tym kontekście dobrze, że zostałam wpisana w dokumenty, o których nie miałam pojęcia. Zastanawiam się tylko, ile jeszcze takich niespodzianek nas czeka?

Póki co witamy na pokładzie PUZONA.

Prosimy o pomoc w jego utrzymaniu, zabiegach i szczepieniach. Czipa już ma.